ostatni. Mimo różnicy wieku, jest niezwykle podobny do starego hrabiego. Zorski i on są na ty. Zdaje się, że Zorski nazywał go Mariano.
— A więc i on uratowany! Boże, dzięki Ci! Opowiadajcie, opowiadajcie
— Chętnie, milord! Dowie się pan o wszystkim. Atoli, milordzie, znowu gardło mi wyschło i tak stwardniało, że...
— Tu stoi flaszka. Niech się pan uraczy!
Sępi Dziób nie czekał, aż mu powtórzą. Łyknął i zaczął zdawać relację z uzyskanych wiadomości. Lord, a nawet sternik, słuchali z niesłabnącą uwagą. Wreszcie opowieść trappera dobiegła końca.
— Oto wszystko, co wiem. O szczegółach dowie się milord od tych panów, skoro spotkacie się nad Rio Sabinas.
— Tak, bodajbyśmy mogli już wyruszyć! — rzekł lord. — Ale jesteście zbyt zmęczeni?
— Pah, dobry myśliwy nie zna zmęczenia. Skoro pan chce jechać, jestem do pańskich usług. Czy pańscy ludzie na stanowiskach?
— Wszyscy. Nawet kotły są nagrzane, jak pan chyba zauważył.
— Przymocuje się łodzie transportowe do obu parowców. Moje miejsce jako przewodnika jest na pierwszym parowcu. A pańskie?
— Tamże.
Wieczorami nie będziemy zarzucać kotwicy koło brzegu, jak się to zazwyczaj czyni, lecz pośrodku rzeki. Czy pańscy ludzie dobrze uzbrojeni?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 60.djvu/26
Ta strona została skorygowana.
— 1690 —