Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 62.djvu/24

Ta strona została skorygowana.
—   1744   —

— Czerwoni mężowie szukali. Mój brat niech obejrzy ten włos końskiego ogona.
Indianin pokazał włos.
— Czarnej maści — rzekł Zorski.
— A ten kosmyk?
Czerwonoskóry wskazał kosmyk dosyć krótkich włosów. Zorski obejrzał je dokładniej, po czym odparł:
— Czerwonobrunatny! Ten kosmyk składa się z dolnych włosów grzywy. Jeden koń jest więc czarny, a drugi czerwonobrunatny. To jeździec, którego dziś spotkaliśmy, nikt inny. Miał dwa takie konie.
— Uff! Czerwoni mężowie byli jeszcze uważniejsi.
Mówiąc to, wskazał na las, z którego wyłonili się dwaj Apacze na spienionych wierzchowcach.
— Skąd oni wracają?
— Niech mój brat z nimi pomówi!
Skoro się zbliżyli, Zorski zapytał:
— Czy moi bracia tropili ślady?
— Matava-se odgadł — stwierdził jeden. — Prowadzą do miejsca, gdzieśmy spotkali myśliwego.
— A więc to on?
Zorski zmiarkował, że to nie wszystko.
— Ale czemu moi czerwoni bracia tak się zajmują owym myśliwym? — zapytał przywódcy. — Czy, aby odkryli coś jeszcze?
— Tak; Matava-se mniema, że jeździec przeprawił się przez rzekę? Wojownicy Apaczów to