Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 63.djvu/4

Ta strona została skorygowana.
—   1752   —

pierwszego parowca. On to bowiem prowadził małą flotyllę.
Nazajutrz wyjechano z Rio Grande del Norte na Salado i zbliżono się do ujścia Sabinas.
Zorski stał na pokładzie, zatopiony w kontemplacji pejzażu, kiedy podszedł doń Juarez i rzekł:
— Czy pańscy bliscy wiedzą o jego powrocie?
— Nie. Kiedy wylądowaliśmy w Guaymas, zamierzałem do nich napisać, ale tam nie ma urzędów pocztowych.
— I tu ich nie ma; w każdym razie poczta tutejsza jest nader niepewna.
— A więc moi bliscy długo jeszcze będą czekać — rzekł smutnym głosem Zorski.
— Chętniebym panu pomógł, mój drogi sennor, lecz Francuzi stoją mi na zawadzie. Dwukrotnie usiłowałem przekazać nieszkodliwą prywatną korespondencję, ale za każdym razem odmawiali.
— Czy to pan wysyłał te listy?
— Nie. Pisali nieznani mi ludzie, którzy mnie prosili tylko o pozwolenie. Chętnie je dawałem, lecz z granicy francuskiej okupacji odsyłano je zpowrotem, aczkolwiek listy były otwarte i każdy mógł się przekonać o ich niewinnej treści. Jeden stracił wskutek tego majątek, drugi też poniósł poważne straty.
Wypowiedział to głosem rozgoryczonym; potem dodał:
— A może ich weźmiemy na kawał? Napisze pan do domu dwa jednakowo brzmiące listy. Jeśli jeden przepadnie, to może drugi dotrze do celu.
— W jaki sposób?