Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 63.djvu/5

Ta strona została skorygowana.
—   1753   —

— Jeden wyśle pan do Tampico a drugi do Santillana. W obu tych miejscowościach mam zaufanych ludzi, którzy z radością przekażą listy jakiemuś okrętowi.
— Lecz kto je zawiezie? To niebezpieczna misja!
— Mam wielu ludzi, którzy są dość przedsiębiorczy, aby się na to ważyć. Zresztą, nie ma mowy o prawdziwym niebezpieczeństwie. Nawet jeśli Francuzi schwytają jednego gońca i otworzą list, to zobaczą, że zawiera tylko wiadomości osobiste, które wszak nie mogą narazić gońca.
— A więc muszę w liście pominąć pana milczeniem.
— I to nie jest konieczne. Co zawinił goniec, że adresat znajduje się przy mnie?
— Kiedy mogę napisać?
— Natychmiast, o ile to możliwe. Skoro tylko dotrzemy do obozu, wybiorę dwóch ludzi, którzy bezzwłocznie wyruszą w drogę.
Zorski napisał obszerny list do swoich drogich.
W chwili, kiedy zakończył kopię, parowiec wydal ostre gwizdnięcie. Przyjechano do obozu. W obozie panował żywy ruch. Nietylko byli tu jeźdźcy, ale także zamówione wozy, zaprzągnięte w woły. Można było ogarnąć wzrokiem całe zgromadzenie, gdyż była to otwarta preria. Łodzie ruszyły ku brzegom i przystanęły. Zaczęło się wyładowanie.
Teraz okazało się, co przywiózł lord dla Juareza — małe beczułki, pełne złotych monet, ty-