Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 65.djvu/16

Ta strona została skorygowana.
—   1820   —

Można sobie wyobrazić rozczarowanie i gniew Zorskiego oraz jego towarzyszy, skoro nazajutrz nikogo nie znaleźli w lochu. Najdotkliwiej odczuł to Grzmiąca strzała, który pałał pragnieniem zemsty nad katami swego teścia. Tacy mistrze w czytaniu śladów, jak Matava—se i Grzmiąca strzała łatwo znaleźli kierunek ucieczki Józefy. Ale kto jej pomógł? To była zagadka nieprzenikniona. Niektórzy mówili o Corteju, ale wszak on ociemniały nie mógł jeszcze tu przybyć, a tym tymbardziej nie mógł uprowadzić córki. Rozczarowani przestali sobie łamać głowę nad tę zagadką, którą i tak przyszłość wyjaśni. Przecież nie ulegało wątpliwości, że natychmiast zostanie zarządzony pościg.
Z początku wysłno piąciu pewnych ludzi a dobrych jeźdźców do Monclovy z raportem do Juareza. Wyruszyli niezwłocznie i obrali drogę, która mogła im oszczędzić spotkania z francuzami.
Następnie Bawole Czoło odszukał drugiego wodza Miksteków.
— Opuszczam hacjendę wraz ze swymi towarzyszami — rzekł. — Mój brat jest za tym w zastępstwie wodzem i dowódcą. Niech ochrania dobrze Arballeza i niech przyłączy dzieci do oddziału Juareza, skoro ten przybędzie.
— Dokąd idzie mój brat? — zapytał Miksteka.
— Nie wiem.
— Kiedy wróci?
— Też nie wiem.
— Czy nie będą mu towarzyszyć wojownicy?