Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 65.djvu/22

Ta strona została skorygowana.
—   1826   —

kobieta, nieupośledzona przez naturę, źle znosi samotność. Bóg dał nam za zadanie kochać i uszczęśliwiać miłością. Z powodu samotnego życia, nie przystąpiłem jeszcze do spełniania tego zadania.
— Nie kochała pani jeszcze?
Mówiąc to, Hilario przyglądał się Emilii uważnie. Spuściła długie, jedwabiste rzęsy.
— Nie, nigdy jeszcze, — szepnęła, jakgdyby zawstydzona tą odpowiedzią.
— A wszakże posiada pani wszelkie warunki, ażeby uszczęśliwić mężczyznę.
— Niestety, nie doświadczyłam jeszcze tego; nie poznałam jeszcze takiego człowieka, na którego patrząc mogłabym powiedzieć: — Oto jest człowiek, do którego mogłabym należeć. — Meksyk jest większy niż Chihuahua, a ja nie chcę być dłużej samotna. Oto powód mego wyjazdu z Chihuahua.
— Ach, chciała pani poszukać męża?
Mocno wbijając w niego spojrzenie, rzekła:
— Nie chcę wobec pana temu przeczyć, aczkolwiek z kim innym nie byłabym równie szczera.
— Czy to musi stać się tylko w Meksyku, sennorita? Czy i gdzie indziej nie ma mężczyzn, którzy potrafiliby panią ocenić?
— Ma pan słuszność. Ale kto szuka drzewa, idzie do lasu, gdzie jest wiele drzew, a nie w szczere pole, gdzie można spotkać tylko pojedyńcze.
— Słusznie. Ale jeśli po drodze do lasu spotyka się drzewo, które się podoba?
Emilia z gestem zdziwienia rzekła wesoło: