Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 65.djvu/23

Ta strona została skorygowana.
—   1827   —

— Wówczas zostaje się przy nim, czyż nie tak, sennor Hilario?
Twarz doktora rozbłysła radosnym zachwytem.
— Pewnie, sennorita, — odpowiedział. — Teraz zachodzi pytanie, jakie zalety i jaki wiek musi, czy powinno mieć to drzewo??
— No, nie powinno być za młode i niezdecydowane. Czigodność zdobi drzewo, a mech dodaje mu poetycznego uroku.
— Sennorita, czy mogę dla pani poszukać takiego drzewa?
— Ale owszem! Wszak będę je mogła przyjąć lub odrzucić.
— Oczywiście — rzekł, głęboko oddychając. I głosem niemal drżącym dodał: Drzewo takie stoi tu w Santa Jaga, w naszym klasztorze della Barbara.
— W klasztorze, sennor? Nie widziałem tutaj ani jednego drzewa.
— A jednak oto stoi przed panią.
Starzec wypowiedział to nader szybko. Emilia obejrzała go ze zdumieniem i zapytała:
— Pan? Czy ma pan siebie na myśli, sennor? O, na Boga, tego się nie spodziewałam!!!
Złożyła ręce i obejrzała go ze zdumieniem, które było szczytem sztuki i udawania.
— Nie oczekiwała pani? Dlaczego? Wszak pani sama przyrównaał to do drzewa. Czy nie zrozumiała mnie pani?
Zrorzumiałam pana, sennor, — uśmiechnęła się. — Myśli pan o towarzyszu życia, którego szu-