Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 66.djvu/24

Ta strona została skorygowana.
—   1856   —

— Kłódki są nie potrzebne. Pierścienie mają sekretny mechanizm. A zatem, czy państwo chcecie się przekonać, że nie można się stąd wydostać?
— O tak! — odparła Józefa. — Chcę mieć absolutną pewność..
— Ja też — dodał Cortejo.
— A więc chodźcie! Usiądźcie przy pierścieniach.
Usłuchali. Dwoma chwytami doktor Hilario zamknął dokoła nich żelazne obręcze.
— Świetnie! — zachwycała się Józefa. — To świetne więzienie.
— Zatem mniemacie państwo, że ten loch jest pewnym pomieszczeniem? — zapytał Hilario.
— O tak! — odpowiedział z uśmiechem Cortejo. — Lecz otwórz pan pierścienie. Już dostatecznie zakosztowaliśmy przyjemności tego lochu!
— Ależ sennor, wszak powiedział pan, że jesteś zadowolony z tego mieszkania, a pańska córka stwierdziła to samo.
Zaległa chwilowa cisza. To strach pozbawił mowy ojca i córkę. Teraz dopiero zdali sobie sprawę ze straszliwej pułapki, do której zostali zwabieni.
— Czy oszalał pan? — zawołał wreszcie Cortejo.
— Ja? O nie! Ale pan był właśnie szalony.
Józefa wydała okrzyk przerażenia. Zrozumiała, co ją czeka.
— Uwolnij nas — rzekł Cortejo — a wynagrodzę pana sowicie.