Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 66.djvu/4

Ta strona została skorygowana.
—   1836   —

— O nie — roześmiała się. — Przez czternaście lat znudziłabym się za bardzo.
— Kiedy więc dostanę odpowiedź?
— Za trzy dni.
— Zgoda! Mam nadzieję, że mi pani nie da kosza. Teraz wracamy.


W POTRZASKU

A w pokoju swoim doktór Hilario kroczył niespokojnie tam i zpowrotem.
— Być może, palnąłem dziś największe w życiu głupstwo, — rzekł do siebie. — Zdradziłem swoje tajemnice. Czy wyjdzie mi to na korzyść?
Wtem cicho zapukano do okna. Hilario po powtórnym pukaniu otworzył i wyjrzał. Na dworze stał jakiś mężczyzna.
— Kto tam? — zapytał głuchym głosem.
— Ja, stryju, — brzmiała odpowiedź.
— Ach, Manfredo! Już idę.
Hilario otworzył boczną furtkę.
— Nie oczekiwałem ciebie — szepnął doktór. — Czy przynosisz wiadomości?
— Tak. Bardzo ważne.
— Skąd przybywasz?
— Z hacjendy del Erina.
— Stamtąd? Wszak leży w przeciwnym kierunku. Wysłałem cię do Meksyku, abyś odszukał któregoś z werbowników Corteja.