cego Ravenowa. — Jestem ciekaw, jak się do tego weźmie!
— Pojedzie za nimi dorożką, aby przede wszystkim poznać adres, — przewidywał któryś z obecnych.
Golzen roześmiał się chłodno.
— W ten sposób zmarudziłby cały dzień. Nie postara się chyba już dzisiaj nawiązać z nimi rozmowę.
— Jakże to ułoży?
— To już jego rzecz! Posiada dosyć na tym polu doświadczenia; tymbardziej, kiedy trzeba uratować araba, nie zawaha się natężyć swojej pomysłowości.
— Aha, w istocie wsiada do dorożki i jedzie za nimi. Gdyby ktoś mógł być przy tym! —
Ravenow polecił dorożkarzowi jechać za wskazanym powozem. Skręcili ku Ogrodowi Zoologicznemu. Zdawało się, że właścicielki powozu zamierzają odbyć spacer po ogrodzie.
Kiedy dorożka zrównała się z powozem, podporucznik przechylił się do dam, robiąc zdziwiony wyraz twarzy. Ukłonił się tak, jak gdyby spotkał znajome, skinął na stangreta, aby się zatrzymał, jednocześnie wskoczył do dorożki, która potoczyła się dalej. Powóz zatrzymał się na chwilę.
— Dalej! — zawołał porucznik; otworzył dzwiczki i, rozpromieniony, opuścił się na siedzenie, udając, że nie spostrzega zdumionych, ba, nawet rozgniewanych dam. Wyciągnął obie ręce do dziewczęcia i zawołał z udanym zapałem:
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 67.djvu/10
Ta strona została skorygowana.
— 1870 —