Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 67.djvu/16

Ta strona została skorygowana.
—   1876   —

wstrzymać się od rumieńca zakłopotania. Otworzył usta, aby jakimś dowcipnym słówkiem przytępić ostrze niebezpieczeństwa, lecz Róża wyprzedziła go.
— Panie posterunkowy, — rzekła — ten człowiek wdarł się do naszego powozu i nie chce się usunąć. Pomóż nam pan!
Policjant ze zdumieniem spojrzał na oficera. Ten zrozumiał, że tylko najszybszy odwrót może go uchronić od nieprzyjemnych skutków. Wysiadł, mówiąc:
— Ta pani żartuje, ale postaram się, aby spoważniała.
I, rzucając groźne spojrzenie, odszedł.
— Jesteśmy wolne. Dziękuję panu!
Skinąwszy policjantowi, Róża kazała podjąć przerwaną jazdę.
Podporucznik był upokorzony, jak nigdy dotychczas. Zgrzytał zębami z wściekłości. Ten podlotek zapłaci mu za tę odprawę! Nadjeżdżał pusty powóz. Ravenow wsiadł i kazał jechać za powozem pań, który widniał jeszcze w oddali. Za wszelką cenę musiał poznać ich adres.
Powóz zatrzymał się na jednej z najbardziej ożywionych ulic przed budynkiem, wyglądającym jak willa. Panie wysiadły, witane przez lokaja w liberii. Zauważył, że na wprost willi znajduje się gospoda i postanowił zaczerpnąć informacyj.
Poszedł zatem do domu. Przebrał się w zwyczajne ubranie cywilne i wrócił do wspomnianej go-