w bramie przeciwległego domu, Ravenow opuścił szynk. Nie miał chęci rozprawiać się z tego rodzaju ludźmi i wściekle przeklinał ów dzień, w którym wszystko się przeciw niemu sprzysięgło. Nie podejrzewał nawet, że informacje Ludwika, dotyczące obu kobiet, były fałszywe.
Tymczasem nadeszła pora, o której nieżonaci oficerowie zbierają się w kasynie na obiad. Ravenow nie omieszkał się zjawić. Właśnie żywo omawiano jego niezwykły zakład. Zasypano go setkami pytań. Usiłował uniknąć odpowiedzi; nie mogąc się jednak wykręcić, rzekł:
— Co się będę o tym rozwodził? Mam pięć dni czasu, chociaż zakład jest już wygrany.
— Daj dowód, a zapłacę jeszcze dzisiaj, — oświadczył Golzen.
— Dowód? — roześmiał się cynicznie Ravenow. — Czego tu należy dowieść? Uwierzycie mi chyba, że potrafię zdobyć córkę stangreta.
— Stangreta? — zapytał zdumiony Golzen. — Niemożliwe!
— Ba! Jej ojciec nazywa się Zorski i jest stangretem hrabiego Rodriganda.
— Nie mogę uwierzyć. Ta dama nie mogła być córką stangreta!
— A więc idź i przekonaj się osobiście!
— Dobrze, pójdę. Taka piękność zasługuje na to, aby się o nią informować.
Rozmowie tej przysłuchiwał się pewien wysoki, szczupły mężczyzna.
Usłyszawszy nazwiska Rodriganda i Zorski
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 67.djvu/20
Ta strona została skorygowana.
— 1880 —