Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 67.djvu/26

Ta strona została skorygowana.
—   1886   —

— Czy to możliwe, Różyczko? Czy ktoś cię obraził? — zapytał z błyskiem w oczach.
— Trochę — odpowiedziała.
Teraz odezwał się don Manuel:
— Kto cię obraził? Kto, moje dziecko?
— Pewien podporucznik Ravenow. Służy w huzarach gwardii, a więc jest towarzyszem Roberta. Alem odparła zwycięsko nikczemny atak. Prawda, babciu?
— O tak! — odpowiedziała pani Zorska. — Nie sądziłam, aby takie dziecko umiało się tak zachować.
— Jestem ogromnie ciekaw — rzekł don Manuel. — Opowiedzcie!
Zajęto miejsca i pani Zorska zdała sprawę z nieprzyjemnej przygody. Hrabia zachował spokój, ale Robert był podniecony.
— Na Boga, to nikczemność! Ten człowiek odpowie mi ze szpadą w ręce!
— Ależ nie, drogi Robercie, — rzekł don Manuel. — Przecież nie możesz zaraz na wstępie odstręczać od siebie kolegów.
Dzięki don Manuelowi sprawa Ravenowa chwilowo była zatuszowana. Robert pożegnał się i poszedł składać wizyty przełożonym. Ślubował sobie i w duchu, że nie pozwoli szarpać swego honoru, i ze zwłaszcza temu Ravenowi da po nosie przy pierwszej okazji.
Wsiadł do oczekującej go eleganckiej jednokonki. Przede wszystkim pojechał do ministra wojny, na wyraźny jego rozkaz, mimo że nie wskazuje