Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 67.djvu/5

Ta strona została skorygowana.
—   1865   —

Przyszedł także lord Lindsey. Pół godziny później stał z Juarezem w jego pokoju, gdy wszedł przywódca Mikstekow, trzymając jakieś papiery w ręku.
— Co mój brat przynosi? — zapytał prezydent.
— Listy dla ciebie od sennora Zorskiego. Wręczyła mu je dziewczyna. Pojechał ścigać wrogów, i spotkał ową dziewczynę. Wziął od niej listy i przesłał je dla ciebie.
Nie były to listy, lecz odpisy Emilii z tajnej korespondencji starego Hilaria. Miksteka wyszedł. Juarez z początku pobieżnie przejrzał dokumenty. Aliści po chwili na twarzy Zapoteki ukazał się wyraz skupionej uwagi. Nie chciał mu przerywać.
Wreszcie Juarez skończył czytanie.
— Wybaczy mi sennor — rzekł. — To są bardzo ważne dokumenty. Odpisy akt.
— W takim razie są istotnie nader ważne i radosne wiadomości. Tak, nie wolno panu tracić czasu; musi pan wyruszyć. Ale ja...
— Pan wypocznie i pojedzie ze mną, skoro sennor Zorski wróci.
— Sądzi pan, że wróci do hacjendy?
— Na pewno. Nie spocznie, dopóki nie schwyta Corteja i jego córki. Tragedia Rodrigandów dobiega końca; może pan być pewny, że winni poniosą zasłużoną karę.
Przed wieczorem Prezydent wyjechał z hacjendy. Zabrał ze sobą wojsko, zostawiając niewielką załogę, gdyż hacjenda miała być węzłem, łączącym Juareza z północno-wschodnimi prowincjami kraju. —