Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 67.djvu/9

Ta strona została skorygowana.
—   1869   —

twarzy, że patrząc nań, nie można było wątpić, iż potrafi wykorzystać swoje zalety.
Od tej chwili w pokoju zapanowało naprężone oczekiwanie.
Oficerowie stanęli u okien i obserwowali przejeżdżające powozy. Którą damę wybierze Golzen? Nigdy jeszcze nie było takiego zakładu. — Wspaniałe! Szykowne! Nieprawdopodobne! Niezwykłe! Zuchwale! — Takie okrzyki zakłócały milczenie, aż wreszcie pewien oficer, podszedłszy bliżej do okna, zawołał:
— Ach, cudowna! Prawdziwa piękność!
— Gdzie? — zapytano.
— Tam, na rogu, w powozie.
— Ach, na Boga, masz rację — zawołał inny. — Kto to może być?
Powóz nadjeżdżał stępa. Siedziała w nim starsza dama i młode dziewczę o dopiero rozkwitłej urodzie. Twarzyczka jej miała delikatny rumieniec młodości; jej piękne, gęste włosy spadały w dwóch długich warkoczach. Rysy miała czyste, dziecięce i szczere.
— Cudowna! Niezrównana! Któż to? Nieznajoma! Prawdziwa Venus!
Tak wyrażali swój zachwyt oficerowie. Golzen odwrócił się i wskazał na powóz i rzekł:
— Ravenow, to ta!
— Ależ zgoda z całą przyjemnością! — zawołał podporucznik, tryumfując.
— W czepcu rodzony, na honor! — mruknął długi kapitan, spoglądając z zawiścią na wybiegają-