Po chwili szedł na górę.
Robert otworzył drzwi pokoju numer dziesiąty i znalazł się w sypialni, w której stało łóżko, szafa, umywalka, stół, kanapa i dwa krzesła.
Drzwi do sąsiedniego pokoju były z obu stron zamknięte. Otworzył szafę — była pusta. Otwierała się bez szmeru.
Wrócił na dół, niezauważony przez nikogo. Kelnerka podeszła doń, aby odebrać klucz, i zapytała:
— Znalazł pan?
— Tak — skinął.
— Zdaje się, że pan chce podsłuchać kapitana?
— Bardzo tego pragnę. Czy Shaw oddaje klucz, kiedy wychodzi na miasto?
— Nie. Obchodzi się nader tajemniczo ze swemi rzeczami. Nawet podczas sprzątania nie opuszcza pokoju, a klucz zawsze zabiera ze sobą, nie domyślając się, że każdy gospodarz ma przecież główne klucze.[1]
— Chętnie.
— Ach, któż to?
W tej chwili wszedł do pokoju jakiś mężczyzna.. Ujrzawszy go, Helmer nie mógł ukryć zdumienia.
— To jest ten pan, który pytał o kapitana. Zapowiedział, że wróci niebawem.
— I nie wymienił nazwiska?
— Nie. Zdaje się, że pan go zna?
— Podobieństwa nieraz łudzą — odpowiedział
- ↑ Błąd składu: brak fragmentu tekstu