dni dzisiąty. Wielki kufer stał na posadzce, a na nim mały kuferek. Jakże otworzyć? Wszak musiał wydostać dokument!
Sięgnął do kieszeni, miał bowiem podobny kuferek i nosił przy sobie klucz. Spróbował — i trzeba trafu, że klucz pasował! Zamki do takich kuferków fabrykuje się masami, dlatego klucz do jednego często odpowiada wielu innym. Był to nader szczęśliwy zbieg okoliczności.
W kuferku leżały papiery. Na nich zaś wąski zeszyt. Otworzył — to był dokument właściwy, napisany po francusku i zaopatrzony w pieczęć ministerstwa spraw zagranicznych.
Zamknął kuferek i wyszedł z pokoju. Położył pod dywanem klucz główny wraz z kilkoma banknotami dla uprzejmej kelnerki, po czym niespostrzeżenie opuścił gospodę.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Jak wielką sympatją zaskarbił sobie Helmer, gdy wręczył królowi te dokumenty, trudno sobie wyobrazić.
Był pijany ze szcęścia. Szedł więc przed siebie, zatopiony w rozmyślaniach, kiedy zauważył, że idzie w złym kierunku. Wsiadł do dorożki i pojechał do domu.
Tam oczekiwano go z niecierpliwością. Wszyscy siedzieli w salonie. Powitali go z życzliwymi zarzutami. Nie mogli sobie wyobrazić jego długiej nieobecności.
— Sądziliśmy, że wyjdziesz z szynku, — rzekł