Obaj młodzi ludzie wstąpili do winiarni; niedługo potem Platen odprowadził Helmera do domu. Kiedy się żegnali przed bramą, okna frontowe willi były jeszcze jasno oświetlone.
W salonie Robert zastał wszystkich, zebranych dokoła zaszczytnego gościa. To sam Wielki Książę spędzał godzinkę wieczorną u hrabiego de Rodriganda.
— Oto i nasz huzar gwardii — zawołał książę, ujrzawszy podporucznika. — Był pan w kasynie?
— Tak, Wasza Wysokość, — odpowiedział Helmar.
— Czy spotkał pan pułkownika?
— Owszem.
— A dostał pan od niego zaproszenie?
— Nic o tym nie wiem.
— Aha, ten filut chciał pana pominąć, ale sprawimy mu niespodziankę. Dowiedziałem się dziś od mego przyjaciela, jakiego rodzaju trudności spotkały pana. Postanowiłem przeto pokazać tym panom, że powinni być dumni, iż podporucznik Helmer znalazł się w ich szeregu. Przypuszczam, że pułkownik rozdał moje zaproszenia w kasynie. Chcą pana wykluczyć, a przecież ujrzą pana. Włóż pan swoje ordery! Wykłuje pan oczy niejednemu wrogowi.
Robert był szczerze wzruszony. Dla niego, dla ubogiego syna marynarza, monarcha urządził wspaniały bal.
Łzy stanęły mu w oczach. Wykrztusił:
— Wasza Wysokość, nie wiem, jak...
— Dobrze, mój drogi podporuczniku, — prze-
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 69.djvu/14
Ta strona została skorygowana.
— 1930 —