Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 69.djvu/23

Ta strona została skorygowana.
—   1939   —

Uważam go za człowieka ze wszechmiar godnego szacunku. Zostaliśmy przyjaciółmi.
— Ach! — zawołał wściekłe pułkownik. — To dziwne. Czy wie pan, że źle usposobisz względem siebie kolegów?
Wspomniałem, że podporucznik Helmar zyskał sobie szacunek i przyjaźń. Zresztą, na jego prośbę pozwoliłem sobie pana pułkownika odwiedzić.
— Ach, chyba nie jako sekundant?
— Owszem.
— Do pioruna, a więc na prawdę ośmielił się mnie wyzwać?
Pułkownik podniecony chodził po pokoju. Dał się wciągnąć w wielce nieprzyjemną sytuację, z której istniało tylko jedno, bardzo wątpliwe zresztą, wyjście. Skorzystał z niego, oznajmiając:
— Pojedynkuję się tylko ze szlachcicem.
— Nie uważa więc pan Helmara za człowieka honoru i odmawia pan satysfakcję.
— Odmawiam.
— A za tym z jego polecenia zwrócę się do majora Palm, radcy w sprawach honorowych naszego regimentu, aby zwołał sąd honorowy, który orzeknie, czy mój przyjaciel nie jest zdolny do dania satysfakcji.
Wyszedł. Niebawem wyszedł również pułkownik, aby zabiegać u członków sądu o wyrok przeciwny pojedynkowi.
Platen udał się przede wszystkim do podpo-