Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 69.djvu/3

Ta strona została skorygowana.
—   1919   —

nikowi przed frontem regimentu, i daję słowo honoru, że Ekscelencja to uczyni.
Pułkownik zbladł.
Zrozumiał, że musi sprawę zatuszować.
— Co tam słabość pamięci, co zamiar! — rzekł. Tam stoi adjutant Branden. Niech pana przedstawi.
— Pozwoli pan, panie pułkowniku, chcę uczynić uwagę.
— No? — zapytał pułkownik, zwracając nań twarz, zaczerwienioną ze złości i zakłopotania. — Wyrażaj się pan krótko!
— Zwięzłość jest moją właściwością. Nie z własnego popędu opuściłem dotychczasową służbę — to wyższe wpływy umieściły mnie w tej gwardii. Nie znoszę niepewności. Muszę wiedzieć, czy się mnie uzna za kolegę, czy nie. I właściwie teraz od pierwszej chwili, powinno się rostrzygnąć, czy pójdę swoją drogą bez przeszkód, czy też będę musiał ją sobie wywalczyć. Panie pułkowniku, pan się mnie zaparł! Muszę bezwarunkowo wiedzieć, czy jest to skutkiem słabej pamięci, czy powziętego zamiaru. Zechce pan łaskawie udzielić mi odpowiedzi?
Podczas tej rozmowy wszyscy powoli się podnieśli. Takiej oracji nigdy tu jeszcze nie słyszano.
Winslow stał zaskoczony; stracił panowanie nad sobą. Czyż mógł się spodziewać takiej reprymendy od człowieka, którego lekceważył?
Wreszcie powiedział:
— A jeśli nie dam panu odpowiedzi??
— Pan jej nie odmówi! Mam nadzieję, że ma