Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 69.djvu/7

Ta strona została skorygowana.
—   1923   —

gburowaty jak uczciwy zrzędzicki, bardzo lubiany, przez swego władcę.
— Doskonale go pan scharakteryzował.
— Poznałem go w Poznaniu u swego wujka, który jest jego bankierem.
— Muszę panu oznajmić, że moja ciotka, siostra mojej matki, poślubiła go, a więc mieszczanina, który skutek tego jest także krewnym naszego majora, mego wujka.
Zaczęła się druga partia. Robert znowu wygrał. Podczas trzeciej uwaga obecnych skupiła się na Ravenowie i Golzanie, którzy w sposób przyjazny zaczęli się przekomarzać.
— Naprawdę, znowu mnie ubiegłeś o piętnacie punktów — oświadczył Ravenow. — Nieszczęście w grze!
— Ale szczęście w miłości, jak ci już powiedziałem. — odpowiedział Golzen.
— Tak, zakład będziesz musiał zapłacić. Dziewczyna będzie moja — jest już moja, biorąc rzecz właściwie.
— Jaki zakład? Jaka dziewczyna? — zapytał wspomniany major, który albo naprawdę o zakładzie nic nie wiedział, albo też chciał też powtórnie o nim usłyszeć.
— Ravenow miał dowieść, że jest nieodpartym amantem, — odparł Golzen.
— Wyrażaj się pan jaśniej!
Golzen opowiedział przebieg zakładu pośród powszechnej uwagi. Nawet obaj szachiści przerwali grę, aby się przysłuchiwać relacji Golzena.