Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 70.djvu/17

Ta strona została skorygowana.
—   1961   —

Wydał go Ravenow. Świadkowie z przerażeniem ujrzeli odrąbaną dłoń na rękojeści.
Robert opuścił szablę.
— Panie doktorze, zobacz pan, czy jeden z nas jest niezdolny do służby! Taki był bowiem warunek Ravenowa.
Przeciwnik stał znieruchomiały. Z kikuta spływał strumień krwi. Ranny nie wydał ani jednego jęku. Pozwolił się ułożyć na trawie i patrzał na zranioną rękę. Po czym przymknął powieki.
— No, doktorze, jakże? — zapytał Robert.
— Ręka jest stracona — odpowiedział doktór.
— Sądzę, że warunek spotkania został spełniony?
— Tak, pan podporucznik wystąpi ze służby.
— A więc dotrzymałem słowa i mogę odejść.
— I ja także — oświadczył Platen i zwrócił się szeptem do Roberta: — Włada pan szablą, jak istny, diabeł! Wykazał pan zręczność wprost nie do wiary. Dużo będą mówić o tym pojedynku. Czy jest pan równie wyćwiczony w pistoletach?
— Sądzę.
— A więc nie lękam się o pana. Ale przepraszam pana, muszę się widzieć z Ravenowem.
— Idź pan; ja podejdę do swej pani.
Podszedł do Różyczki, która wyszła na spotkanie i uścisnęła obie jego ręce. Tymczasem panowie zajęli się Ravenowem. Ravenow zgrzytał zębami z wściekłości i bólu. Spoglądał na ręce lekarza i od czasu do czasu rzucał nienawistne spojrzenia w kierunku Roberta.