Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 70.djvu/28

Ta strona została skorygowana.
—   1972   —

— Dziękuję panu, panie podporuczniku. Pański przyjaciel jest niezwykłym człowiekiem. Sądzę z tego, co słyszałam od pana, że oczekuje go świetna przyszłość. Ale jak zamierza uniknąć następstw tego nieszczęsnego pojedynku?
— Uniknąć? — zapytał Platen. — Ekscelencjo, Helmer nie jest człowiekiem, który zechce uniknąć następstw zdarzenia, choćby niewywołanego, przez siebie. Jestem przeświadczony, że zamelduje wszystko u władz przełożonych.
— Zdaje się, że ufa mu pan całkowicie?
— Ekscelencjo, bywają ludzie, którzy z miejsca zdobywają powszechne zaufanie. Helmer zalicza się do takich właśnie ludzi.
Potem zawezwano go do ministra. Ten obejrzawszy go od stóp do głów, zaczął życzliwie:
— Kazałem pana zawezwać, aby obarczyć go niezwykłą misją, panie Platen. Słyszałem, że brał pan dziś rano udział w polowaniu, podporuczniku?
Platen znalazł się odrazu u furtki wyjścia. Minister pragnął, aby pojedynek uchodził za polowanie, na którym przypadkowo dwaj oficerowie zostali ranni. Odpowiedział więc:
— Według rozkazu, Ekscelencjo!
— Niestety, dowiedziałem się, — rzekł minister — że przebieg polowania był fatalny. Dwaj panowie zapomieli, że z bronią palną należy się obchodzić ostrożnie; czy jest kto ranny?
— Niestety, Ekscelencjo. Wprawdzie nie śmiertelnie, ale dosyć nieszczęśliwie, aby, według orzeczenia lekarza, stracić zdolność do służby.