Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 71.djvu/18

Ta strona została skorygowana.
—   1990   —

— Dobrze; wiem już dosyć! Te rzeczy są twoją własnością. Co teraz uczynisz?
— Położę je z powrotem na miejsce i namyślę się do jutra, co począć, — oświadczył Robert spokojnie. — Oszczędzę twego wujka. Ale, brak spisu rzeczy. Tam leżą inne papiery. Pozwolisz mi przejrzeć?
— Czyń, co ci się podoba! Nie chcę nic więcej czytać, ani widzieć.
Platen rzucił się na kanapę. Robert wyciągnął papiery.
Wśród nich był poszukiwany spis. Porównał z nim rzeczy i stwierdził, że brak jedynie pierścienia, noszonego przez Platena.
— Nie chcę go mieć, — rzekł porucznik — nie chcę nosić rzeczy skradzionej; pali mi rękę. Oto masz go!
— Zachowaj pierścień! — prosił Robert. — Daruję ci.
— Po tym, gdy nosiłem go nieprawnie? Nie, dziękuję ci.
Jednakże Robert oświadczył:
— Jeśli nie chcesz przyjąć, to zachowaj przynajmniej chwilowo. Twój wujek narazie nie powinien wiedzieć o niczym.
— Dobrze, spełnię twoje życzenie, — odpowiedział Platen, kładąc z powrotem pierścień, — ale proszę cię bardzo, abyś go jak najprędzej odebrał.
Ułożono wszystko z powrotem bardzo skrupulatnie. Ślusarz zamknął drzwiczki i powiesił zegar. Obaj oficerowie opuścili pawilon.