Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 71.djvu/21

Ta strona została skorygowana.
—   1993   —

schwytać go, walka nie uszłaby uwagi bankiera. A więc należało raczej poniechać korsarza.
Bankier zamknął za sobą furtkę i wrócił do pawilonu. Bawił tam dłuższy czas.
Wkońcu wyszedł z domku, zamknął drzwi i opuścił ogród. Chciał udać, że wraca z dworca. Robert przeskoczył przez mur i poszedł za nim. Bankier minął kilka ulic i zatrzymał się przed trzeciorzędnym zajazdem, którego okna troskliwie obejrzał
Czy tu nie mieszkał przypadkiem Landola? W jakim bowiem celu Walner przyglądałby się oknom! Robert przeczekał, dopóki Walner się nie oddalił, i wszedł do zajazdu, gdzie jeszcze było dość gości. Kazał sobie podać szklankę piwa i zapytał gospodarza, gdy ten przyniósł napój:
— Czy ma pan dzisiaj dużo gości?
— Nie; tylko dwie panie.
— Jednego pana?
— Kwadrans temu był jeszcze, ale niespodzianie zdecydował się wyjechać.
— Koleją?
— Nie.
Robert kazał sobie opisać tego gościa i doszedł do przekonania, że to był Landola. Zapłacił, wypił piwo i natychmiast udał się do policji.
— Jestem porucznik Helmer z Zalesia — oświadczył. — Wiadomo panom, że ścigają pewnego jegomościa nazwiskiem Shawa — kapitana amerykańskiej armii?