uwagę. Nie spodziewał się tego. Sądził, że Helmer zacznie mówić o klejnotach, a oto mówił o dokumentach i o kapitanie Shaw. Walner wraził oczy w Roberta i zawołał:
— Nie rozumiem pana! Nie wiem nic o żadnym Shawu, ani o dokumentach.
— Namyśli się pan jeszcze — uśmiechnął się Robert. — Przede wszystkim muszę panu oznajmić, że ten Shaw nie dotrze do Rodrigandy, gdyż, na skutek mego doniesienia, ściga go się już dawno. A następnie mogę pana zawiadomić, że, niejaki Helbitow jest teraz pod kluczem.
Bankier zerwał się z miejsca. Ledwo mógł opanować drżenie.
— No dobrze, więc powiem więcej, — oświadczył Robert, podnosząc się. — Przyszedłem tu jako przyjaciel pana Platena, aby pana oszczędzić. Ponieważ się pan nie przyznaje, będę zmuszony przysłać policję.
— Ach, chce mi pan grozić? Nie lękam się pana.
— Zarządzi się rewizję.
— Nic się nie znajdzie!
— Ba! Nie bądź pan zbyt pewny. Nie tylko w domu zrobi się rewizję.
— A gdzie jeszcze, panie poruczniku? — zapytał Walner z szyderczym uśmiechem, pod którym krył się tajony strach.
— W ogrodzie.
— Proszę bardzo.
— Nawet w pawilonie.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 71.djvu/25
Ta strona została skorygowana.
— 1997 —