Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 71.djvu/7

Ta strona została skorygowana.
—   1979   —

rzę zachwytów. O oznaznaczonej godzinie Robert pojechał do ministra i został przyjęty wyróżnieniem.
Był uszczęśliwiony.
Wyszedł od ministra w błogim nastroju. Postanowił pojechać do Zalesia, aby zobaczyć się z matką i z kapitanem. Musiał się z nimi pożegnać, aczkolwiek nie znał celu swej podróży.
Wieczorem odwiedził go Platen i bawił do północy. Ponieważ zamierzał nazajutrz wyjechać do Poznania, postanowili odbyć tę podróż razem. Ludwik wsiadł do nocnego expresu, aby zawiadomić o przyjeździe Roberta.

TAJEMNICA

Dniało, kiedy obaj porucznicy wsiedli do pociągu. W czasie rozmowy Platen zdjął rękawiczkę, aby poczęstować Roberta papierosem. Promień wschodzącego słońca padł na jego pierścień i w odbiciu rozbłysnął się małym, wygodnym przedziale pierwszej klasy.
— Ach, co za pierścień! — rzekł Robert. — Zapewne stara pamiątka rodzinna?
— O, tak! — potwierdził Platen. Wprawdzie nie zupełnie rodzinna. Jest to podarunek mego wujka.
— Bankiera, do którego jedziesz?
— Tak. Wyświadczyłem mu kiedyś przysługę, za którą chciał mnie wynagrodzić. Ale, że jest sknerą, pieniądze, najmilszy dla oficera podarunek,