Dopiero teraz weterynarz odzyskał mowę.
— Ja kłusownikiem? — jęknął płaczliwie i, podnosząc dziesięć palców do przysięgi, dodał: — Przysięgam tysiąckrotnie, że nietylko kozła, ale myszy jeszczem w życiu nie postrzelił.
— Oho, teraz chce się sianem wykręcić! — rzekł Sępi Dziób.
— Święta Panienko, czego on chce ode mnie! — zawołał weterynarz. — Jeszcze w życiu nie trzymałem broni w ręce!
— Ale przy skroni — rzekł Sępi Dziób. — Mogę tego dowieść; śledztwo wyjaśni wszystkie okoliczności.
Wówczas Ludwik zwrócił się do niego poważnie:
— Czy mówi prawdę? Czy może przysiąc?
— Tysiąckrotnie.
— W takim razie nic na to nie poradzę, doktorze. Jestem zmuszony aresztować pana jako kłusownika.
— Nie będzie pan chyba ciągnął mnie do Zalesia w więzach? To byłoby straszne! Mój honor, moje dobre imię...
— Zniweczone, sponiewierane, starte! Nikt złamanego szeląga nie da za honor kłusownika. Jakże tam, czy da mi pan dobrowolnie ręce, czy mam uciec się do przemocy?
Sępi Dziób nachylił się, podniósł worek, narzucił go sobie na plecy i rzekł:
— Oto moje ręce.
— I ja ustępuję wobec przemocy — krzyknął
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 72.djvu/13
Ta strona została skorygowana.
— 2013 —