— Jestem Alimpo, kasztelan tego zamku.
— Ach, to wystarczy, Czy można pomówić z mieszkańcami?
— Powiedz pan przede wszystkim, kim jesteś!
— To zbyteczne. Nie znają mnie przecież. Przynoszę ważną wiadomość.
Sępi Dziób, bez ceremonii odsunąwszy Alimpa, stanął na progu bawialni. Hrabia wyszedł naprzeciw i zapytał:
— Wtargnął pan tutaj. Do kogo.
— Do was wszystkich.
— Kim pan jesteś?
— Nazywają mnie Sępim Dziobem.
Lekki uśmiech zadrgał na twarzy hrabiego. Ten obdartus miał prawo tak się nazwać.
— Skąd pan przybywa?
— Jestem — ach, oto już nadjedżają! Nie przypuszczałem, że ten stary nadleśniczy wywęszy tak prędko mój trop.
Mówiąc to, podszedł do okna tak swobodnie, jak gdyby był we własnym domu. Wszyscy zobaczyli, jak stary Rudowski zeskoczył ze swego gęsto parującego, nieosiodłanego konia, Alimpo usłyszał stuk kopyt i wyszedł na ganek.
— Dzieńdobry, Alimpo! — krzyknął kapitan. — Powiedzże prędzej, czy był tu jeździec?
— Tak.
— Obdarty z workiem na plecach?
— Tak.
— Bogu dzięki, mam go! Gdzie jest ten łotr?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 72.djvu/22
Ta strona została skorygowana.
— 2022 —