Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 72.djvu/7

Ta strona została skorygowana.
—   2007   —

śnieg, naskutek czego człowieczek spostrzegł obecność nieznajomego dopiero po głośnym wezwaniu:
— Good morning, sir, zawołał ów i w łamanej polszczyźnie dodał: — Dokąd prowadzi ta droga, przyjacielu?
Wezwany odwrócił się szybko, ale, obejrzawszy nieznajomego, cofnął się w przerażeniu. Był bowiem pewny, że ma przed sobą raczej włóczęgę, aniżeli statecznego obywatela.
— No, czemu pan nie odpowiada? — zapytał nieznajomy.
To pytanie wróciło człowieczkowi przytomność. Zdał sobie sprawę, że takim drabem lepiej postępować grzecznie.
— Dzieńdobry! — odpowiedział. — Ta droga prowadzi do Zalesia.
— Czy zna pan tę miejscowość?
— Tak.
— A może pan tam mieszka?
— Nie.
— Kimże jest pan właściwie?
— Weterynarzem.
— Weterynarzem? Hm! Piękne rzemiosło. Bydło łatwiej leczyć, niż ludzką hołotę. A więc ma pan jakieś zajęcie w Zalesiu.
— Tak; wezwano mnie do chorej krowy.
— Zastrzel ją pan, a będzie uleczona; pan zaś pozbędziesz się kłopotu.
Mały weterynarz lękliwie obejrzał towarzysza.
— Co też pan mówi? Zastrzelić krowę!
— Pah, ja zastrzeliłem już niejedną setkę krów.