jego prawe ramię. Z rękawa sterczała rękawiczka glacé, po której znać było, że nie okrywa żywej ręki. Był to dawny podporucznik huzarów gwardii Ravenow, który przed czterema miesiącami stracił w pojedynku prawą rękę.
Obejrzał trappera napół zdumionym, napół rozweselonym wzrokiem.
— Do pioruna, co za straszydło przyprowadziłes? — zapytał z uśmiechem komisarza.
— Żywa zagadka, której rozwiązanie wnet nastąpi — odpowiedział zapytany, po czym zwrócił się do trappera:
— Kim właściwie jesteście?
Myśliwy wzruszył ramionami.
— Przede wszystkim muszę wiedzieć, czy jest pan człowiekiem, któremu mogę udzielić informacyj.
— Niech piorun trzaśnie! Czy nie słyszał, że jestem komisarzem?
— Tak; ale nie wierzę.
— To wesołe. Czemu wątpi?
— Ponieważ myślę, że komisarzem może być tylko człowiek, który potrafi uprzejmie rozmawiać ludźmi.
— Tak? A zatem jestem nieuprzejmy?
— Hm! Chcę tylko zwrócić uwagę, że jestem przyzwyczajony traktować ludzi tak, jak mnie traktują. Odtąd będę tak do pana mówił, jak pan do mnie A więc niech wybiera między wy, a pan.
— Przeklęty chłystek! — rzekł. — Co to za puzon? Zapewne muzykus uliczny.
Komisarz odpowiedział z uśmiechem:
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 73.djvu/10
Ta strona została skorygowana.
— 2038 —