ją otworzył, okazało się, że pełno w niej złotych monet.
— Skąd pan wziął te pieniądze? — zapytał urzędnik.
— Zarobiłem — odpowiedział zwięźle myśliwy.
— Czym? Muszę wiedzieć, gdyż tyle złota nie bardzo licuje z wyglądem pana.
— Czy mój wygląd ma być również złoty?
— Nie strój pan żartów. Może pan drogo zapłacić! Co jeszcze jest w tym worku?
— Tu? Dwa rewolwery — rzekł policjant.
— Ach! Znów broń!
— Tak. A tu wielki nóż.
— Pokazać!
Komisarz zbadał nóż, następnie rzekł:
— Co to za plamy na klindze? Czy krew?
— Ludzka krew.
— Niech piotun trzaśnie! Zabił pan człowieka?
— Tak. Wielu.
— Gdzie?
— W rozmaitych miejscach.
— Kim byli?
— Nie zwracałem na to uwagi. Ostatni był oficerem.
Ravenow obejrzał go, jak straszydło.
— Człowieku! — zawołał. — Ośmiela się pan wyznać tak spokojnie? Każę pana zakuć w kajdany! Posterunkowy, szukać dalej!
Policjant wyciągnął rozmaite części garderoby, wyrobione z najlepszych materiałów, upiększone złotymi i srebrnymi sznurami, albo galonami.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 73.djvu/13
Ta strona została skorygowana.
— 2041 —