Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 73.djvu/14

Ta strona została skorygowana.
—   2042   —

— Cóż to jest? — zapytał komisarz.
— Ubranie — odpowiedział trapper.
— Skąd je pan wziął?
— Kupiłem.
— Te sznury i galony są prawdziwe; kosztują wiele pieniędzy. Muzykant nie ma środków na kupno takich maskaradowych ubiorów.
— Kto mówi, że to strój maskaradowy?
— Każdy widzi.
— Pah! Ten każdy musi być bardzo głupi. A kto panu powiada, żem jest muzykantem?
— Ten puzon pana.
— O, ten puzon nic nie powiedział! Nie wydał jeszcze ani jednego dźwięku. Kupiłem go dopiero pół godziny temu, tak samo zresztą, jak strój, który noszę.
— Ale co pana skłoniło do takiego przebrania?
— Podoba mi się; to wystarczy.
— Jak się pan nazywa?
— Wiliam Saunders.
— Skąd?
— Z St. Louis w Stanach Zjednoczonych.
— Czym pan jest?
— Zwykle myśliwym w prerii. Podczas wojny jesetm kapitanem, a raczej rotmistrzem draganów Stanów Zjednoczonych.
— Niech diabeł panu wierzy! Czy może pan dowieść? Czy ma pan paszport?
— Oto jest.
— Sępi Dziób wyciągnął z worka stary pugila-