Wrócił i wszedł na pierwsze piętro. W prawej sieni jakieś drzwi stały otworem. Widać było dobrze urządzony przedpokój, który prowadził do przedniego pokoju. Następnie drzwi wskazywały na sypialnię.
— Czy ten pokój panu odpowiada? — zapytał kelner, pewny, że gość się cofnie.
— Hm, coprawda jeszcze nie pierwszorzędny, ale nienajgorszy.
Złość brała kelnera.
— Jaśnie oświecony hrabia mieszkał tu dwa dni.
— To mnie dziwi. Taki hrabia zwykle ma duże wymagania.
— Ale pan chyba nie?
— Czemu nie? Czy tytuł wyróżnia człowieka? Czy pan naprzykład jest mniejszym orangutannem, niż taki hrabia? Zatrzymuję to mieszkanie.
Kelner hciał sobie z gościa zakpić. Teraz się przeląkł. Cóż bowiem, jeśli ten jegomość istotnie zostanie, a potem nie zapłaci? Takie umeblowanie, a taki człowiek, który — zda się — wyszedł z rupieciarni prababki!
— Mieszkanie kosztuje osiem talarów dziennie! — zawołał szybko.
— Cóż z tego?
— Bez usługi.
— Mnie to obchodzi.
Ukazała się dziewczyna, która dotychczas sprzątała w sypialni, ta sama kelnerka, znajoma Roberta, która pomogła porucznikowi ukryć kapitana
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 73.djvu/19
Ta strona została skorygowana.
— 2047 —