— Z Meksyku? Czy brał pan udział w tamtejszych walkach?
— Pewnie, mój stary przyjacielu. Z początku byłem przewodnikiem pewnego Englishmana, który przywiózł Juarezowi pieniądze i broń.
— Lord Lindsey? Towarzyszył mu pan?
— W górę Rio Grande del Norte, dopóki nie znaleźliśmy Juareza.
— A więc widział pan Juareza? — pytał starszy pan z zaciekawieniem.
— O, wielokrotnie. Widziałem i rozmawiałem.
— Jak tam się rzeczy mają z jego przeciwnikiem, Maksymilianem?
— Kiepsko. Władza jego drży w posadach, tron tak samo i głowa również. Jako Amerykanin, zwolennik Juareza — niewiele robię sobie z jego tronu i władzy. Lecz ubolewam nad głową tego oszukanego człowieka. — Ale, zdradziłem panu tyle, że mogę pokazać swoje dokumenty.
Sępi Dziób wyciągnął dowody osobiste i podał starszemu panu. Ten przejrzał szybko, jeszcze zmierzył trappera spojrzeniem i rzekł:
— Dziwaczni muszą być u was ludzie!...
— Tu też — przerwał myśliwy.
— O tem później. Przedstawię pana teraz hrabiemu, gdyż...
W tej chwili drzwi się otworzyły i ukazał się minister we własnej osobie. Usłyszał głośną rozmowę, która mu przeszkodziław pracy, i postanowił się przekonać, kto to rozmawia. Na widok obu panów na twarzy jego odmalwało się zdziwienie:
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 73.djvu/27
Ta strona została skorygowana.
— 2055 —