— Jakto, Wasza Królewska Mość jeszcze tutaj? — zapytał z ukłonem, zwracając się do starszego pana.
— Wasza Królewska Mość! — krzyknął Sępi Dziób. — All devils!
Minister obejrzał go niemal z lękiem. Ale nazwany Królewską Mością skinął przyjaźnie.
— Nie powinien się pan przerażać.
— Ani mi się śni, — huknął trapper — ale jeśli ten master nazywa pana Królewską Mością, to jest pan chyba królem?
— Tak. Jestem nim.
— Niech piorun trzaśnie! Co ze mnie za osioł! Ale któżby mógł pomyśleć. Ten stary, dzielny pan schodzi tak cichutko i spokojnie po schodach, pyta o to i owo, i okazuje się, że jest królem we własnej osobie! No, Sępi Dziobie, za jakiego głupca będzie cię ten król uważał!
— Sępi Dziobie? Któż to znowu? — zapytał król..
— To ja sam. W prerii każdy ma swoje przezwisko. Hultaj jakiś nadał mi przezwisko od mego nosa. Ale, Wasza Królewska Mości, któż to jest ten pan?
— To minister, do którego panu tak pilno.
Yankes otworzył usta szeroko i odstąpił o krok.
— Co? No, inaczej go sobie wyobrażałem!
— Mianowicie, jak?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 73.djvu/28
Ta strona została skorygowana.
— 2056 —