Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 73.djvu/3

Ta strona została skorygowana.
—   2031   —

ka i jej córka stały w oknie i spoglądały markotnie na podwórze. Jedynie stary nadleśniczy nie mógł stłumić swego zmartwienia i ścisnąwszy pięści, zawołał:
— Do stu par beczek! Bodajbym raz jeszcze był młody. Pojechałbym tam i przetrząsnął cały Meksyk.
— Ja mam jeszcze młode kości, drogi ojcze chrzestny, — rzekł Robert.
— To prawda, mój chłopcze, — odparł stary. — Ale gdzie tobie do Meksyku?
Wówczas Roseta odwróciła się do nich i powiedziała:
— Ach, istotnie! Masz właśnie jechać do Meksyku, do prezydenta Juareza.
— Tak — odezwał się. — Polecono mi ważną misję, ale mam nadzieję, że ta misja zostawi mi dosyć wolnego czasu na poszukiwanie naszych zaginionych.
Trapper wpił spojrzenie w młodego porucznika.
— Pan? Pan chce jechać do Meksyku? Młody człowieku, zostań pan lepiej w domu! Klimat tamtejszy nie służy takim paniczom. Hm, tam błąkają się w powietrzu kule.
— Właśnie to mi się podoba.
Sępi Dziób zauważył z uśmiechem, nieco złośliwie:
— Ale taka kula łatwo może zabić.
— Wiem o tym dobrze. Dokąd pan się uda, skoro załatwi pan swoje poselstwo?
— Wrócę od Meksyku. Powiedziałem, co mia-