Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 73.djvu/7

Ta strona została skorygowana.
—   2035   —

— Pfff! — strzelił mu koło nosa. — Ja? — zapytał następnie. — Kim pan jest?
— Jestem stróżem porządku.
— Dobrze. Jesteśmy kolegami. Jestem strażnikiem leśnym.
— Mydlenie oczu! Czy wie pan, że trzeba odpowiadać na wszelkie pytania?
— Czy nie doczekał się pan na pytanie odpowiedzi?
— Tak, ale jakiej! Skąd pan pochodzi?
— Stamtąd
— Stamtąd? Co to ma znaczyć?
— No, że nie jestem stąd.
— Człowieku, powściągaj język, bo będę musiał cię zaaresztować! Jakże się nazywasz?
— Sępi Dziób.
Teraz policjant rozwścieczył się na dobre.
— Żarty na bok! Skąd przybywasz?
— Stamtąd — Sępi Dziób wskazał poza siebie.
— A dokąd idziesz?
— Tam — wskazał przed siebie.
— Niech nie kpi! Jest moim więźniem.
— Ach! Nieźle. A jeśli się sprzeciwię?
— Za opór stawiany władzy, posiedzisz trzy lata w więzieniu. Proszę za mną.
Sępi Dziób nie opierał się dłużej.
Wreszcie znaleźli się w biurze policyjnym.
Policjant położył rękę na raminiu Sępiego Dzioba. Ale trapper otrząsnął się, podniósł i rzekł:
— Człowieku, niechże pan słucha, co mu powiem! Nie popełniłem żadnego przestępstwa, a mo-