Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 73.djvu/8

Ta strona została skorygowana.
—   2036   —

się chyba ubierać, jak mi się podoba. Jeśli tłum za mną biegnie, to dowód jego głupoty. Mógłbym się wykazać dokumentami, ale daję tylko wówczas odpowiedzi, kiedy się mnie traktuje tak, jak może tego żądać gentelman.
Słowo i postawa trappera wywarły wrażenie.
Urzędnik spojrzał nań zdziwiony:
— Gentelman? — zapytał. — Nie chce pan chyba powiedzieć, że jest cudzoziemcem? Nikt w to nie uwierzy.
— Ba! Czy pan wierzy, czy nie wierzy, to mnie nie obchodzi.
Urzędnik był rozwścieczony.
— Drabie, co wygadujesz! — zawołał podrażnionym głosem, jakim się zwykle mówić w przedpokoju. — Chcę zwrócić uwagę, że posiadamy środki, które potrafią nauczyć rozumu najbardziej opornych włóczęgów.
Naraz drzwi się otworzyły: jakiś pan w okularach wsunął głowę i zapytał ostro:
— Co tu się dzieje? Wypraszam sobie hałasy!
Policjanci natychmiast zerwali się i stanęli w postawie służbowej.
— Proszę wybaczyć, panie komisarzu — usprawiedliwiał się sprawca hałasu. — Mamy tu aresztanta, który jest w najgorszym stopniu oporny.
Komisarz obejrzał trappera.
— Do licha, co to za gość?
— Nie wiemy. Odmawia odpowiedzi.
— Czy oglądaliście jego dokumenty?
— Żądałem, ale odmówił. Chciałem go stawić