rozluźniły i cięższa połowa wraz z pokrywą runęła na ziemię.
Poczciwiec był pewny, że maszyna odrazu wybuchnie. Krzyknął i znieruchomiał, oczekując pewnej śmierci. Upadek połowy puzonu spowodował wybuch, lecz zgoła innego gatunku, niż sądził wachmistrz, gdyż, skoro urzędnik wydał przerażony okrzyk, Sępi Dziób nie mógł się dłużej powstrzymać. Wybuchnął takim niezwykłym śmiechem, że zdawało się, iż mury zadrżały. I ten śmiech był tak zaraźliwy, że wszyscy mu zawtórowali. Nie ulegało już bowiem wątpliwości, że rzekoma maszyna piekielna jest zwyczajnym starym puzonem.
Wachmistrz stał w pierwszej chwili osłupiały, Niebawem rzucił na ziemię drugą część instrumentu i huknął na trappera:
— Człowieku, zdaje się, że pan ze mnie kpi!
— A z kogo miałbym kpić?
— Wypraszam sobie! Czy nie przyznał się pan, że masz broń?
— A czy nie mam jej?
— I maszynę piekelną?
— To ona właśnie. Każ pan tylko wygrywać na niej przez długie miesiące.
— Ma być nabita.
— Powietrzem. Czy to nieprawda?
— Miała eksplodować.
— Kiedy się dmie. Czy chce pan zaprzeczyć?
— Człowieku, czy sądzi pan, że jestem pańskim błaznem? Poza piekelną maszyną są wszak inne je-
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 74.djvu/12
Ta strona została skorygowana.
— 2068 —