— Tak. Jego Królweska Mość był łaskaw mnie wprowadzić do ministra.
— Obłąkaniec!
Naraz rozległo się u wejścia:
— Obłąkaniec? Prawdę mówi!
Wszyscy się odwrócili. Stał tam Robert, a za nim urzędnicy policji, którzy pośpieszli ostrzec ministra. Starszy wachmistrz wystąpił naprzód i rozkazał:
— Natychmiast zdjąć kajdanki!
Rozkazowi stało się bezzwłocznie zadość. Wówczas urzędnik zwrócił się do Sępiego Dzioba:
— Panie, stała się panu wielka krywda. Właściwie winę ponoszą ci, którzy pana posądzili, mianowicie gospodarz i starszy kelner. Może ich pan pociągnąć do odpowiedzialności, przyczem zapewniamy panu nasze poparcie. Ale ja także z wyższego rozkazu proszę pana o wybaczenie i gotów jestem dać panu satysfakcję. Proszę, niech pan powie, jakiego zadośćuczynienia żądasz.
Sępi Dziób rozejrzał się dokoła. Dziwny uśmiech przemknął po jego twarzy.
— Dobrze — odpowiedział. — Muszę otrzymać satysfakję. Ten pan uznał mój puzon za maszynę piekelną. Żądam, aby przyjął go ode mnie w podarunku przechowywał jako pamiątkę tego ważnego dnia.
Wszyscy się roześmieli. Wtórował nawet tak wspaniałomyślnie obdarowany wachmistrz.
— Więcej pan nie żąda? — zapytał stary wachmistrz.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 74.djvu/14
Ta strona została skorygowana.
— 2070 —