— Nie. Jestem zadowolony, pragnę tylko być już znowu panem własnej osoby.
I temu życzeniu stało się zadość. Wszyscy obcy opuścili pokój. Został tylko Robert. Dopiero teraz przyjrzał się Amerykaninowi, poczem wybuchnął śmiechem:
— Ależ człowieku, co pana skłoniło do takiej maskarady?
— Takie już mam usposobienie — odpowiedział ze śmiechem trapper.
— W drodze urządzał pan kawały. W Poznaniu aresztowano pana.
— Rzezywiście.
— Hm. Ale co my teraz poczniemy?
— Jeszcze dzisiaj wyruszymy w drogę do Le Havre de Grace do Meksyku. Dzięki wiadomościom pana o Jaurezie i Maksymilianie zmieniono i uzupełniono moje pełnomocnictwa. Zalecony mi został największy pośpiech. Przede wszystkim jednak trzeba poczynić zarządzenia konieczne do wyjazdu. —
Starym hiszpańskim zamkiem rodowym hrabiego de Rodriganda y Sevilla rządził od lat siedemnastu fałszywy hrabia Alfonso wraz z rodzicami: Klaryssą i adwokatem Gasparinem Cortejo.
Klarysa i Gasparino siedzieli pewnego wieczora styczniowego 1867 roku w jednym z wielu pokojów zamkowych. Ogień, trzeszczący w wspaniałym marmurowym kominku, ogrzewał tę parę, wygodnie