siedzącą na kanapie. Na stole stała obfita kolacja.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Po chwili wszedł lokaj. Niósł pocztę, którą mu przed chwilą wręczył posłaniec.. Gdy wyszedł, Cortejo rzucił okiem na koperty.
— List z Meksyku! — zawołał na widok jednej z nich.
Szybkim ruchem rozerwał kopertę i zaczął czytać. Oczy znieruchomiały. Westchnął głęboko i padł na poduszki kanapy. Klaryssa popatrzyła nań z trwożliwym zdumieniem. Wyjęła mu list z ręki i odczytała, co następuje:
Drogi Stryju!
Piszę w największym pośpiechu z hacjendy del Erina. Stało się coś bardzo ważnego i zarazem okropnego. Hrabiemu Fernando udało się zbiec z niewoli i powrócić do hacjendy. To jednak jeszcze nie wszystko. Oto, ku memu przerażeniu, wyrośli jak z pod ziemi inni nasi wrogowie, o których śmierci byliśmy oddawna przekonani. U boku Fernanda znajdują się: Zorski, obydwaj Helmerowie, Bawole Czoło, Niedźwiedzie, Serce, Emma Arbellez, Karia i Marianno! Landola wywiódł nas w pole. Ci, których miał zgładzić ze świata, żyją. Wywiózł ich na bezludną wyspę. Uciekli. Przebywają teraz w forcie Guadelupie, u naszego wroga Juareza. Jestem chora, ojciec wyjechał. Zawiadomiłam go o wszystkim, aby przedsięwziął odpowied-