— Musisz go zabić.
— Naprzód muszę z nim pomówić. Może lepiej będzie wyzyskać go jeszcze dla naszych celów.
— Czy przebywa w Barcelonie?
— Tak. Na pewno popełnił jakąś nieostrożność, gdyż ukrywa się nawet przed hiszpańskimi ajentami. Napisz zaraz do Madrytu do Alfonsa. I on powinien się dowiedzieć, co zaszło. Trzeba będzie obmyśleć wspólnie plan działania. Tymczasem wszystko przygotuję. Dziś jeszcze wyjeżdżam do Barcelony. W takich sprawach nie wolno tracić ani chwili czasu.
Cortejo ruszył w drogę tej nocy. Przybywszy do Barcelony, zostawił powóz w gospodzie i zapuścił się pieszo w jedną z niepokaźnych uliczek bocznych. Wszedł do biednego krawca, który odnajmował jeden pokój w swym skromnym i ciasnym mieszkaniu. Sublokatorem był kapitan Henrico Landola, który ukrywał się tu pod fałszywym nazwiskiem.
Gdy tylko Cortejo zamknął drzwi za sobą, Landola zaczął się skarżyć na nudy.
— Nie martwcie się z tego powodu — rzekł Cortejo. — Przynoszę polecenia. które rozpędzą nudę.
— Bardzo mnie to cieszy. Zresztą, i tak nie mógłbym tutaj długo wytrzymać. Zaprzestano poszukiwań mojej osoby, a to nie odpowiada. Wolę bowiem walkę i pracę od spokoju i gnuśności.
— Doskonale! W takim razie natychmiast dam wam robotę.
— Jakiego rodzaju?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 74.djvu/19
Ta strona została skorygowana.
— 2075 —