Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 74.djvu/2

Ta strona została skorygowana.
—   2058   —

Wszedł na górę i usiadł na krześle, stojącym w sieni.
Nie minął kwadrans, a nadeszła policja. Przedsięwzięto środki ostrożności. Koło domu i naprzeciwko na trotuarze spacerowali napozór beztrosko tajni ajenci, nie spuszczając wzroku z okien i drzwi gospody. Obstąpiono sień i podwórze, a dorożka czekała za rogiem, aby zawieźć aresztowanego do komisariatu.
Jeden z urzędników wszedł w towarzystwie dwóch kolegów na górę do podejrzanego gościa.
— Czy nie wyszedł? — zapytał po cichu gospodarza.
— Gdzie tam! Wcale się nie pokazywał — brzmiała odpowiedź.
— Gdzie mieszka?
— Numer pierwszy: tam.
Urzędnik podszedł do oznaczonych drzwi. Starszy kelner wysunął się na czoło, party ciekawością, atoli gospodarz ostrzegł:
— Nie odważ się pan iść za daleko!
— Tak gorąco tam chyba nie będzie.
— Co pan wie o temperaturze takiej maszyny, piekielnej, tym bardziej w kształcie puzonu!
Urzędnik powtórnie zwrócił się do gospodarza:
— Opowiadał pan, że ten człowiek rozmawiał z kelnerką? Sądzę, że najlepiej będzie, jeśli przede wszystkim wejdzie kelnerka.
— Ale jeśli ją zastrzeli?
— Ani mu to w głowie postanie! Prędzejby to