Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 74.djvu/8

Ta strona została skorygowana.
—   2064   —

— Póki żyję i żyć będę.
— Jesteś kapitanem armii Stanów Zjednoczonych?
— Tak.
— Gdzie pan był teraz podczas nieobecności w gospodzie?
— Na spacerze.
— Gdzie?
Jestem cudzoziemcem. Nie znam ulic.
— Czy nie obejrzał pan czasem mieszkanie pana ministra.
— Być może.
— Jesteś kutym, grzesznikiem! Innyby zbladł, zadrżał w kolanah, dowiedziawszy się, że jego plany obrócone w niwecz. Pan jesteś spokojny.
— Niech mnie pan trochę w tym drżeniu wyręczy.
— Niebawem przestanie pan żartować! Zapierał się pan posiadania innej jeszcze broni. A jednk przywiózł pan strzelbę piorunującą, maszynę piekielną, czy coś w tym rodzaju. Wyznaje pan?
Westman ze zdziwieniem spojrzał na policjanta.
— Strzelbę piorunującą? Maszynę piekielną?
— Tak z mosiądzu, czy też metalu armatniego.
Teraz dopiero Sępi Dziób zrozumiał, co się święci. Z trudem pohamował śmiech.
— Nic o tym nie wiem.
— Przekonamy pana!
— Proszę bardzo.
— Czemu zamknął pan sypialnię:
— Czy zechce mi pan zabronić?