— Pozostałych? Któż to taki?
— Kto? Hm. — Marynarz zawahał się. Przyglądał się obydwu nieznajomym w milczeniu.
— Dlaczego nie odpowiadasz? — zapytał Cortejo.
— Bo nic mi dalej niewiadomo.
— No, no, a resztę tak prędko opowiedziałeś!
— O, sennor, jedno się zapomina, drugie pamięta, a zresztą wiele zależy również od pytającego.
Marynarz odwrócił się i poszedł ku drzwiom.
Cortejo spojrzał na Landolę.
— Co to ma znaczyć? Daję głowę, że wie o wszystkim, tylko nie chciał mi powiedzieć.
Landola wzruszył ramionami.
— To wasza wina. Byliście nieostrożni. Poprostu wyskakiwaliście ze skóry, pytając o Rodriganda. Jeżeli nie panujecie nad sobą, lepiej mnie pozostawcie pytania.
— Niepodobieństwo, Formalnie jesteście przecież moim podwładnym. Ale jeżeli nie przesadzacie, będę się miał na baczności.
— Musimy podkreślić, że znamy hrabiego Manuela.
— Dobrze, doskonała myśl. Mam nadzieje, że otrzymamy o planach Zorskiego dostateczne wiadomości i dojdziemy szybko do celu. — —
W kotłach zebrała się wystarczająca ilość pary. Statek podniósł kotwicę i wypłynął na morze. Kapitan stał czas jakiś na pomoście komendanta. Gdy minęli port, zszedł z pomostu, oddając ster w ręce sternika.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 75.djvu/10
Ta strona została skorygowana.
— 2094 —