Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 75.djvu/13

Ta strona została skorygowana.
—   2097   —

— Dlaczego zwracasz na to uwagę?
— Nie wiem. Nie cierpię tych dwóch ananasów! — —
Landola maskowałby się z pewnością lepiej, gdyby przypuszczał, że poczciwy Peters jest tak przenikliwy.
Gdy weszli do kajuty, kapitan siedział nad szklanką wina. Rzekł do nich serdecznie:
— Jeszcze raz witam was na pokładzie, sennores! Załatwmy naprzód niemiłe formalności. Przypuszczam, że papiery macie panowie w porządku.
— Oczywiście, sennor capitano — rzekł Cortejo, — wyciągając obydwa paszporty.
Wagner przejrzał dokumenty i oddał z powrotem.
— Właściwie obowiązany jestem trzymać papiery przy sobie pod kluczem. Ale nie chcę być takim formalistą. Zwracam papiery. Siadajcie panowie!
Ukłonili się i usiedli. Rozmowa z początku nie bardzo się kleiła; dopiero pod wpływem sutych potraw i wina języki się rozwiązały.
Corejo i Landola nie mogli się doczekać chwili, w której kapitan zacznie mówić o Rodrigandzie. Nareszcie...
— Sennor Veridante, powiedział pan, że jesteś pełnomocnikiem hrabiego Rodrigandy — rozpoczął Wagner. — Więc zna pan rodzinę Rodrigandów?
— Ależ doskonale.
— Chciałbym się o tej rodzinie dowiedzieć pewnych szczegółów. Może mi pan powiedzieć, z kogo się obecnie składa?