— Ależ jak najchętniej. Dziś można, niestety, mówić tylko o dwóch jej członkach: o hrabim Alfonsie, który mieszka w Madrycie, i o kontesie Rosecie, która mieszka w Polsce. Jest żoną lekarza Zorskiego.
— A więc to mezalians?
Cortejo wzruszył ramionami.
— Hm, to jeszcze kwestia, co rozumiemy przez mezalians. Wiedza i sława tego lekarza są tyle warte, co korona hrabiowska.
— A więc zna pan Zorskiego? — zapytał Wagner z radością. — Słyszałem o nim wiele. Czy może mi go pan opisać?
— Oczywiście. To człowiek wysoki, barczysty, ma atletyczną budowę — prawdziwy olbrzym.
— Tak jest istotnie. Gdzie go pan poznał?
— W Rodrigandzie. Wybawił hrabiego Manuela z ciężkiego i bolesnego cierpienia. Zapewne przy tej sposobności poznał hrabiankę.
— Znał pan również hrabiego Manuela?
— Od dawna.
— O ile wiem, pełnomocnikiem jego był wtedy niejaki Cortejo.
Cortejo udał, że nazwisko to jest mu niemiłe, nienawistne. Po chwili odparł:
— Tak, Cortejo załatwiał drobne, bieżące sprawy. W ważniejszych jednak sprawach ja miałem zaszczyt gościć w Barcelonie pana hrabiego.
— Ach tak? Znał pan tego Corteja?
— Lepiej niż tego pragnąłem.
— To brzmi niezbyt dla niego pochlebnie.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 75.djvu/14
Ta strona została skorygowana.
— 2098 —