— Nie powiem, żebym go nienawidział, ale pogardzam nim. Uważałem i uważam, że ten Cortejo zdolny jest do każdego szelmostwa.
Kapitan rzekł:
— I ja o tym słyszałem. Czy nie ma brata w Meksyku?
— Owszem. Ten nazywa się Gasparino, tamten Pablo.
— Cóżto za człowiek ten Pablo?
— Awanturnik, szubrawiec. On jest przyczyną mej podróży do Meksyku. Jadę, aby mu nieco popatrzeć na brudne palce.
Kapitan zamyślił się. Po chwili z lekka skinął głową i rzekł:
— Życzę dużo szczęścia. Uważam Pabla Corteja za patentowanego łotra. Dowiedziałem się o nim ciekawych szczegółów.
Cortejo udał zdziwienie:
— Co pan może powiedzieć o nadużyciach tego człowieka? Nie wątpię, że pan rozumie, jak cenne są dla mnie pańskie informacje.
— Czy nie zwróciła uwagi panów nagła śmierć hrabiego?
— Owszem — odparł Cortejo. — Opowiadano że dostał ataku apoplektycznego. Ne bardzo mi się w to chce wierzyć.
— Dlaczegoż to?
— Nie łatwo na to odpowiedzieć, sennor. Nie na wszystko można odpowiedzieć.
— Jest pan człowiekiem bardzo ostrożnym. Jakże to jednak pogodzić z pewnymi podejrzeniami, ja-
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 75.djvu/15
Ta strona została skorygowana.
— 2099 —